niedziela, 23 grudnia 2012
Zosiulka oznajmia światu swoje poczęcie!
Postanowiłam odejść z pracy. Niech sie dzieje wola nieba.
Poszłam na rozmowę z szefem.
Sam przyznał, że sam z żoną zastanawiał się jak matka dwojga dzieci może tak żyć. Czasem o tym rozmawiali w domu.
Zaproponował mi zamiast odejścia, zmianę etatu. Miałam pracować 3 dni w tygodniu wybrane przeze mnie. Zarobki baaardzo spadły, ale podjęłam tą propozycję.
O dziecku już nie myślałam. Kłamię! Myślałam, głęboko w sercu, bardzo głęboko.
W domu nie rozmawialismy o tym. Nie potrafiłam. Spędziałam czas z dzieciakami. Poznawalismy siebie.
Tylko, zdałam sobie sprawę, że uprawiamy beztroski sex :) W końcu zapytałam męża: czy my znowu próbujemy? Kochamy się bez zabezpieczeń?
A chcesz? - zapytał - dasz radę spróbować?
Nie wiem
I tak zostało.
Nie wiedziałam... a w noc sylwestrową o godzinie pierwszej zrobiłam test ciążowy.
Ręce mi drżały, oczy "pociły", gdy zobaczyłam magoczne 2 kreseczki. Potem sprawdziłam, test był przeterminowany a ty Zosiulko, tak bardzo chciałas oznajmić światu swoje poczęcie!
Test był pozytywny. Moje serce krzyczało z radości, dusza zraniona nie chciała wyjść z kąta, zbyt często doświadczana rozpaczą. Próbowałam ją wyciągnąć za grzbiet jak niesfornego szczeniaka.
Piszczała ze strachu i schowała się jeszcze głębiej.
Nie powiedziałam nikomu.
Trudne wybory.
Wracając do wydarzeń z sierpnia 2011r
Długo nie mogłam się pozbierać. Fizycznie zdrowa, psychicznie ruina.
Z tego powodu miaam dłuższe zwolnienie L4. Miałam czas na przemyślenia.
Czy miałam jeszcze w sobie siłę? Czy chciałam próbować? Nie byłam gotowa na kolejną porażkę.
Mówiją do trzech razy sztuka. Czułam, że swoje trzy razy wyczerpałam.
Nade wszystko brakowało mi odwagi.
Zrobiłam rachunek sumienia naszej rodziny a przede wszystkim mojego macierzyństwa.
Miałam dwie wspaniałe córki. Które prawie nas nie znały. Oboje z mężem do późnych godzin w pracy. Obie córki odchowałam do ok 2 latek, potem opiekunki, w zasadzie całe stado opiekunek. I żadna naprawdę dobra. Dziewczyny znały wszystkie seriale TV. Potem przedszkole. Jeszcze wtedy po odebraniu ich o 16.30 do 18 spędzały czas ze mną w pracy Mogłam sobie na to pozwolić. Wtedy nasz kontakt był dość dobry.
Potem szkoła, po szkole do babci. Odbieraliśmy je po 18 tej. Wiadomo, szybko kolacja, kapiel, sen. Nie mielismy czasu dla siebie. One rosły, my zarabialiśmy pieniądze. Na skutek złych decyzji, niewłaściwych umów, ciążyły na nas spore długi. Nie chcieliśmy już od nich uciekać. Powoli wychodzilismy z dołka. Nasze dzieci nawet nie wiedziały o naszej sytuacji. A może powinny, wiedziały by dlaczego to robimy.
W końcu w 2008 r wyszliśmy na poziom zero.
Mieszkalismy w wynajętym mieszkniu w bloku. A na spokojnej wsi czekał mały domek.
Brakowało w nim wszystkiego.
Wody, prądu, kanalizacji. Podjęlismy decyzję, wracamy.
Nasz powrót zajął przeszło rok. W maju 2009 r domek przemienił się w fajną chałupkę z docelowo 3 pokojami na poddaszu, dużym salonem z kuchnią na dole. Nie był całkiem gotowy ale wystarczająco aby w nim zamieszkać i powolutku realizować resztę.
Ile to koszotwało? Ano, kolejne 3 lata ZARABIANIA. Mąż własnymi rekami zbudował wszystko SAM. Przez rok pracowałam ja jedna, aby było na materiały budowlane i bieżące życie.
Dzieci znowu nas niemal nie widywały.
Moja decyzja o macierzyństwie miała być ucieczką z tej niewoli pracy i pieniadza.
Rozpaczliwie pragnęłam zmiany. Chciałam zacząć zyć!
Żeby było jasne, nie zdawałam sobie sprawy z pobudek jakie mną kierowały az do tego sierpnia 2011r. Wtedy zdałam sobie sprawę, po co to robię. Skąd ta ogromna potrzeba małego dziecka!
Bałam się podejmować decyzje związane z pracą. Myślę, że w pamięci miałam te trudne czasy, gdy było nam ciężko. Chciałam aby życie pokierowało sobą samo.
Czy byłam aż takim tchóżem?! Byłam. Zdałam sobie z tego sprawę po sierpniowym poronieniu.
I postanowiłam być w końcu mamą.
Jeśli nie mogłam być mamą dla maleństwa, w końcu będę mamą dla moich dorastających tak szybko córek.
Długo nie mogłam się pozbierać. Fizycznie zdrowa, psychicznie ruina.
Z tego powodu miaam dłuższe zwolnienie L4. Miałam czas na przemyślenia.
Czy miałam jeszcze w sobie siłę? Czy chciałam próbować? Nie byłam gotowa na kolejną porażkę.
Mówiją do trzech razy sztuka. Czułam, że swoje trzy razy wyczerpałam.
Nade wszystko brakowało mi odwagi.
Zrobiłam rachunek sumienia naszej rodziny a przede wszystkim mojego macierzyństwa.
Miałam dwie wspaniałe córki. Które prawie nas nie znały. Oboje z mężem do późnych godzin w pracy. Obie córki odchowałam do ok 2 latek, potem opiekunki, w zasadzie całe stado opiekunek. I żadna naprawdę dobra. Dziewczyny znały wszystkie seriale TV. Potem przedszkole. Jeszcze wtedy po odebraniu ich o 16.30 do 18 spędzały czas ze mną w pracy Mogłam sobie na to pozwolić. Wtedy nasz kontakt był dość dobry.
Potem szkoła, po szkole do babci. Odbieraliśmy je po 18 tej. Wiadomo, szybko kolacja, kapiel, sen. Nie mielismy czasu dla siebie. One rosły, my zarabialiśmy pieniądze. Na skutek złych decyzji, niewłaściwych umów, ciążyły na nas spore długi. Nie chcieliśmy już od nich uciekać. Powoli wychodzilismy z dołka. Nasze dzieci nawet nie wiedziały o naszej sytuacji. A może powinny, wiedziały by dlaczego to robimy.
W końcu w 2008 r wyszliśmy na poziom zero.
Mieszkalismy w wynajętym mieszkniu w bloku. A na spokojnej wsi czekał mały domek.
Brakowało w nim wszystkiego.
Wody, prądu, kanalizacji. Podjęlismy decyzję, wracamy.
Nasz powrót zajął przeszło rok. W maju 2009 r domek przemienił się w fajną chałupkę z docelowo 3 pokojami na poddaszu, dużym salonem z kuchnią na dole. Nie był całkiem gotowy ale wystarczająco aby w nim zamieszkać i powolutku realizować resztę.
Ile to koszotwało? Ano, kolejne 3 lata ZARABIANIA. Mąż własnymi rekami zbudował wszystko SAM. Przez rok pracowałam ja jedna, aby było na materiały budowlane i bieżące życie.
Dzieci znowu nas niemal nie widywały.
Moja decyzja o macierzyństwie miała być ucieczką z tej niewoli pracy i pieniadza.
Rozpaczliwie pragnęłam zmiany. Chciałam zacząć zyć!
Żeby było jasne, nie zdawałam sobie sprawy z pobudek jakie mną kierowały az do tego sierpnia 2011r. Wtedy zdałam sobie sprawę, po co to robię. Skąd ta ogromna potrzeba małego dziecka!
Bałam się podejmować decyzje związane z pracą. Myślę, że w pamięci miałam te trudne czasy, gdy było nam ciężko. Chciałam aby życie pokierowało sobą samo.
Czy byłam aż takim tchóżem?! Byłam. Zdałam sobie z tego sprawę po sierpniowym poronieniu.
I postanowiłam być w końcu mamą.
Jeśli nie mogłam być mamą dla maleństwa, w końcu będę mamą dla moich dorastających tak szybko córek.
czwartek, 20 grudnia 2012
Macierzyństwo cz.1
Spotkałam się z tak wieloma odmianami macierzyństwa. O kilku z nich chciała bym z czasem napisać.
Młode małżeństwa, dotąd beztroskie czasem emocjonalnie "dojrzałe nastolatki", tworzą wspólnie dom.
Początkowo euforycznie, radość wspólnego bycia razem we dwoje.
Wspólne noce, gorąca namiętność dotąd wykradana jedynie ukradkiem. Wspólne posiłki, które nagle trzeba przygotować, wspólne sprzątanie, które czasem okazuje się, że wcale nie jest wspólne.
Jakże często nagle zderzają się z ugruntowanymi przekonaniami, jaką rolę kto pełni w związku.
Zostają rodzicami. Nagła konfrontacja z rzeczywistością. Słodki bobasek, nadal jest słodki i kochany, jednocześnie płaczliwy, nie chce zasnąć, ciągle domaga się piersi.
Jak tu pełnić podstępnie doczepioną rolę gospodyni domowej.
Bycie mamą po raz pierwszy często okazuje się trudnym doświadczeniem.
Padają słowa "on się zmienił". Czy na pewno? Może własnie dopiero poznaliście siebie w innych warunkach. Nie są to spotkania, zaczynające się i kończące wedle uznania i potrzeb. Jest codzienność. Nieograniczona czasowo. Piękna ale męcząca. Mówisz: Oczekuje ode mnie, że zajmę się domem. Powtarza, że mam lajtowo bo "tylko siedzę" z dzieckiem. Wraca z pracy, siada przed telewizorem i oczekuje podania obiadu. Potem odpoczywa. Kiedy ja odpocznę?
Kochane kobietki. Pozwólcie aby wasi mężowie dostąpili zaszczytu lajtowego życia. W ramach prezentu gwiazdkowego pozwólcie mężowi pełnić rolę matki (sobota i niedziela w zupełności wystarczy). Jeśli karmisz piersią umówcie się, że tatuś przyniesie dziecko do karmienia. Jeśli dziecko karmione jest butelką, tym lepiej. Uwierzcie, to najpiękniejszy prezent gwiazdkowy jaki możecie sobie wymarzyć. Dostarczy wam nie tylko upragnionego odpoczynku, regeneracji, wyczekanego, pełnego snu, ale przede wszystkim nauczy młodego tatusia macierzyństwa. Które nie jest lajtowym życiem, a ciężką pracą na trzy etaty.
Młode mamy, pamiętajcie, gwiazdka jest co roku :)
Młode małżeństwa, dotąd beztroskie czasem emocjonalnie "dojrzałe nastolatki", tworzą wspólnie dom.
Początkowo euforycznie, radość wspólnego bycia razem we dwoje.
Wspólne noce, gorąca namiętność dotąd wykradana jedynie ukradkiem. Wspólne posiłki, które nagle trzeba przygotować, wspólne sprzątanie, które czasem okazuje się, że wcale nie jest wspólne.
Jakże często nagle zderzają się z ugruntowanymi przekonaniami, jaką rolę kto pełni w związku.
Zostają rodzicami. Nagła konfrontacja z rzeczywistością. Słodki bobasek, nadal jest słodki i kochany, jednocześnie płaczliwy, nie chce zasnąć, ciągle domaga się piersi.
Jak tu pełnić podstępnie doczepioną rolę gospodyni domowej.
Bycie mamą po raz pierwszy często okazuje się trudnym doświadczeniem.
Padają słowa "on się zmienił". Czy na pewno? Może własnie dopiero poznaliście siebie w innych warunkach. Nie są to spotkania, zaczynające się i kończące wedle uznania i potrzeb. Jest codzienność. Nieograniczona czasowo. Piękna ale męcząca. Mówisz: Oczekuje ode mnie, że zajmę się domem. Powtarza, że mam lajtowo bo "tylko siedzę" z dzieckiem. Wraca z pracy, siada przed telewizorem i oczekuje podania obiadu. Potem odpoczywa. Kiedy ja odpocznę?
Kochane kobietki. Pozwólcie aby wasi mężowie dostąpili zaszczytu lajtowego życia. W ramach prezentu gwiazdkowego pozwólcie mężowi pełnić rolę matki (sobota i niedziela w zupełności wystarczy). Jeśli karmisz piersią umówcie się, że tatuś przyniesie dziecko do karmienia. Jeśli dziecko karmione jest butelką, tym lepiej. Uwierzcie, to najpiękniejszy prezent gwiazdkowy jaki możecie sobie wymarzyć. Dostarczy wam nie tylko upragnionego odpoczynku, regeneracji, wyczekanego, pełnego snu, ale przede wszystkim nauczy młodego tatusia macierzyństwa. Które nie jest lajtowym życiem, a ciężką pracą na trzy etaty.
Młode mamy, pamiętajcie, gwiazdka jest co roku :)
Zapowiedź
Wczoraj byłam u lekarski endokrynolog. Byłam ze swoimi trzema córkami. Najstarsza ma 14 lat. Wygląda dużo poważniej. Do tego stopnia, że często obcy ludzie biorą ją za młodą mamę naszej Sofii.
Pani doktor pytała jak dziewczyny przyjęły upragnione narodziny malutkiej. Powiedziałam, że to już duże dzieci i o zazdrości to raczej nie ma mowy. 12 i 14 lat. Która ma 14 lat? Zapytała. Starsza. No wie Pani... dała bym jej co najmniej 17.
Po czym opowiedziała mi pewną historię.
W czasach gdy miała jeszcze dyżury na porodówce, była świadkiem porodu 14 latki. Dziewczyna rodziła w tym samym czasie co jej matka. Obie były razem w szpitalu. Dziewczę do 18 roku życia urodziło trójkę dzieci. Generalnie rodzina patologiczna mocno. W wieku 22 lat zmarła na skutek wypicia skażonego alkoholu niewiadomego pochodzenia.
I stąd naszła mnie myśl dotycząca tematyki i tytułów kolejnych postów. Będzie nim "macierzyństwo".
Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie pytania i refleksje, które zrodziły się podczas mojej długiej obecności na forum.
Posty niebawem.
Pani doktor pytała jak dziewczyny przyjęły upragnione narodziny malutkiej. Powiedziałam, że to już duże dzieci i o zazdrości to raczej nie ma mowy. 12 i 14 lat. Która ma 14 lat? Zapytała. Starsza. No wie Pani... dała bym jej co najmniej 17.
Po czym opowiedziała mi pewną historię.
W czasach gdy miała jeszcze dyżury na porodówce, była świadkiem porodu 14 latki. Dziewczyna rodziła w tym samym czasie co jej matka. Obie były razem w szpitalu. Dziewczę do 18 roku życia urodziło trójkę dzieci. Generalnie rodzina patologiczna mocno. W wieku 22 lat zmarła na skutek wypicia skażonego alkoholu niewiadomego pochodzenia.
I stąd naszła mnie myśl dotycząca tematyki i tytułów kolejnych postów. Będzie nim "macierzyństwo".
Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie pytania i refleksje, które zrodziły się podczas mojej długiej obecności na forum.
Posty niebawem.
środa, 19 grudnia 2012
Nie lubię zimy
Nie lubię zimy. A najbardziej zimowych dróg.
Od kilku dni mam wątpliwą przyjemność ciągłego poruszania się po tym białym śliskim czymś, co powinno zwykle być białe i porowate. Czas przejazdu zwiększył się o co najmniej 30%.
Nie cierpię jeździć w takiej śnieżnej aurze.
Od czasu mojego pierwszego i ostatniego wypadku, który miałam tuż po zdaniu na prawo jazdy, nie czuję się już dobrym kierowcą. Sądzę, że to przez to, że czułam się za mocna było bezpośrednią przyczyną dachowania.
Mimo wszystko uważam, że jestem pod szczęśliwą gwiazdką urodzona. Auto do kasacji a ja kilka zadrapań na kolanach. I komary mnie strasznie pogryzły jak czekałam na pomoc. No tak, sprostuję, to było lato wiele, wiele lat temu. Długo susza i nagle deszcz. Na drodze utworzyła się taka śliska maź, która okazała się zdradliwa na ostrym zakręcie. Wyrzuciło mnie aż miło. Auto przeturlało się w rowie i poszusowało w pszenicy dobre 50 metrów. A ja zmartwiłam się, że rozsypały mi się dokumenty z pracy, które po godzinach układałam w domu :)
To też warto pamiętać jadąc grudniową porą, autem załadowanym trójką dzieciów
Od kilku dni mam wątpliwą przyjemność ciągłego poruszania się po tym białym śliskim czymś, co powinno zwykle być białe i porowate. Czas przejazdu zwiększył się o co najmniej 30%.
Nie cierpię jeździć w takiej śnieżnej aurze.
Od czasu mojego pierwszego i ostatniego wypadku, który miałam tuż po zdaniu na prawo jazdy, nie czuję się już dobrym kierowcą. Sądzę, że to przez to, że czułam się za mocna było bezpośrednią przyczyną dachowania.
Mimo wszystko uważam, że jestem pod szczęśliwą gwiazdką urodzona. Auto do kasacji a ja kilka zadrapań na kolanach. I komary mnie strasznie pogryzły jak czekałam na pomoc. No tak, sprostuję, to było lato wiele, wiele lat temu. Długo susza i nagle deszcz. Na drodze utworzyła się taka śliska maź, która okazała się zdradliwa na ostrym zakręcie. Wyrzuciło mnie aż miło. Auto przeturlało się w rowie i poszusowało w pszenicy dobre 50 metrów. A ja zmartwiłam się, że rozsypały mi się dokumenty z pracy, które po godzinach układałam w domu :)
To też warto pamiętać jadąc grudniową porą, autem załadowanym trójką dzieciów
niedziela, 16 grudnia 2012
Dziś - choinkowy shit
Dziś byliśmy z dziewczynami w galerii handlowej kupić kilka prezentów gwiazdkowych.
Nagle na swojej drodze spostrzegłam COŚ.
Było to wysokie, plastkikowe, składało się z dziwnych rurek zakończonych okrągłym czymś. jak słowo daję.
Wyglądało to dość sprośnie, nieapetycznie i zdecydowanie nie świątecznie. Pachniało PCV.
A owe coś udające nieudolnie choinkę wyglądało tak:
Czy ja się czepiam?!
Kawałek dalej dostrzegłam kilkakrotnie większe coś, zbudowane z plastikowych butelek.
Taka "choinka" nowej ery.
No koniec świata!
piątek, 14 grudnia 2012
To jest heroizm drogie Panie
28-08-11, 20:12 - Dodaj post do ulubionych | #251 (permalink) |
Kwartalna Mamuśka
|
Na sali były ze mną dwie dziewczyny. Jedna podobnie jak ja poroniła w 8 tyg. W nocy krwotok, szybki zabieg. W domu czeka na nią 7 miesięczna córeczka.
Druga - Agnieszka, 4 ciąża, z tego jedno dziecko, urodzone w 8 miesiącu. Potem trzy tragedie. Wody odchodziły jej kolejno w 24, 25 tygodniu. Przedwczesne porody. Dzieci (córeczka, potem synek) bez szans na przeżycie. Teraz wody odeszły jej w 18 tygodniu. Całkowicie. Lekarz powiedział, że dziecko nie ma szans na przeżycie. Prognozowali poród w nocy, jednak ta minęła bez problemów. Podczas porannego obchodu lekarz patrzył na nią nie wiedząc co począć. To ona powiedziała, Panie doktorze, trzeba to przyspieszyć. Nie ma sensu czekać, to i tak nie ma sensu. Lekarz od razu przeniósł ją na porodowy. I to jest prawdziwy heroizm drogie Panie. Gdyby kiedyś chciało Wam się narzekać na mdłości, na znużenie, na ociężałość, opuchliznę, ból, na cokolwiek... Przypomnijcie sobie ten heroizm. I zamilknijcie. Bo macie DAR. CUD, który trzeba cenić. Delektować się, cieszyć, przyjmować z uzasadnioną radością. I proszę, nie zapominajcie... |
29-08-11, 13:18 - Dodaj post do ulubionych | #253 (permalink) |
Sprinter
|
Nie zapomnimy, NIGDY!!!!!!!!!!!!!!!
|
29-08-11, 13:25 - Dodaj post do ulubionych | #254 (permalink) |
Przyjaciółka Forum
| DELFINA święte słowa, ja za te objawy oddała bym wszystko |
29-08-11, 13:31 - Dodaj post do ulubionych | #255 (permalink) |
Mistrz
|
Delfina i ja sie z Toba zgadzam. Wiedzialam ,ze pierwszy trymestr jest dla mnie bardzo bolesny, ale z pelna premedytacja probuje dalej. To juz te z moja czwarta ciaza i tylko pierwsza skonczyla sie dobrze. Wiem, ze urodzic dziecko to nie jest proste.
Okropna opowiesc ze szpitalnej sali. Stawia do pionu.Pytanie tylko : DLaczego?????? Mocno Cie tulam! Ja wlasnie wrocilam ze szpitala. Pojawila soe krew i mocne bole brzucha. Na szczescie jest wszystko ok, ale stres koszmarny :(((( |
29-08-11, 15:47 - Dodaj post do ulubionych | #260 (permalink) |
Biegacz
|
Witam
Delfine Twoje opowieści dają do myślenia.. Znając życie nie jednej z Nas pewnie będzie się chciało trochę ponarzekać ale napewno nikt nie będzie niedoceniał tego,że nosimy w sobie nowe życie. Myślę,że po to jest forum aby wymienić się swoimi radościami,smutkami czy poprostu ponarzekać. Po to jesteśmy aby wspierać się nawzajem. Tule mocno!!!Mam nadzieje,że spełni się Twoje marzenie o trzecim dziecku. |
czwartek, 13 grudnia 2012
Jastrzębie Wy Moje
Zawsze, gdy wracam do wydarzeń z 24 sierpnia, płaczę.
Do dziś, nawet, mając tą słodką kruszynkę obok siebie, nie potrafię nad tym zapanować.
To było tak nieoczekiwane. Takie ogromnie zaskakujące i STRASZNE.
Do dziś, nawet, mając tą słodką kruszynkę obok siebie, nie potrafię nad tym zapanować.
To było tak nieoczekiwane. Takie ogromnie zaskakujące i STRASZNE.
24-08-11, 19:09 - Dodaj post do ulubionych | #222 (permalink) |
Osesek
Zarejestrowany: 21-08-2011
Posty: 12
0 podziękowań w 0 postach
|
Delfina, nie zrozumiałaś mnie . Ja napisałam, że nie lubię brania leków JEŻELI NIE MA WSKAZAŃ ,DLA KTÓRYCH NALEŻY JE BRAĆ. I chyba nawet dodałam coś o wielokrotnym poronieniu jako wskazaniu.
W innym wypadku uważam, że nie powinno się ich brać i tyle. W Stanach w latach 70 przepisywano kobietom 'witaminy'-przynajmniej wtedy myśleli, ze to witaminy, które u wielu dzieci spowodowały brak kończyn. Tak górnych jak i dolnych. Moja przyjaciółka -lekarz, brała witaminy w ciąży (mimo, że wszystki badania krwi miała rewelacyjne). Jej córeczka urodziła się bez kości śródręcza. Kto udowodni, że to nie jakaś wadliwa seria witamin>? Podobno było kilka takich przypadków(deformacji) w tym czasie. A po kolejne, gdyby mi w tej chwili ktoś powiedział.. wolisz poronić teraz chory i słaby genetycznie zarodek, czy w 8 miesiącu rodzić martwy płód. Albo urodzić dziecko, które ani ręką ani nogą nigdy nie będzie w stanie ruszyć. Nie dożyje 1 roku, nigdy nie będzie w stanie jeść inaczej niż przez sądę prosto do żołądka. To ja zdecydowanie wybieram naturę. Najwyraźniej za mało chorych dzieci widziałyście. Jeżeli myślicie , że poronienie to koniec świata, to uwieżcie mi martwy poród to dopiero jest MASAKRA. I ja naprawdę rozumiem , kocham tego małego pasożytka najmocniej na świecie. Serce to jedno, ale każdy też ma rozum. Żebyście mnie nie zakrakały dodam jeszcze że jestem przeciwna sztucznym poronieniom bez względu na wskazania. I mam już oficjalnie dość smutnych tematów na dziś:) Właśnie wróciłam z pracy..Mój budzik mnie nie obudził dziś rano, sama obudziłam się o 8:08- a od 8 00 powinnam być w pracy. W ciągu 15 min byłam w robocie.. bez śniadania, więc jak w końcu o 10:30 miałam sekundę na pomyślenie, to prawie zwymiotowałam z głodu Cały dzień mnie muliło jak cholera. Jutro wolne , a od piątku zaczynam weekendowy maraton. Mamusie doświadczone, do kiedy trzymały Was mdłości? P.S. studiowałam w Polsce, niestety. |
25-08-11, 13:23 - Dodaj post do ulubionych | #229 (permalink) |
Kwartalna Mamuśka
|
Póki co, żegnam, życząc zdrowych ciąż i pomyślnych rozwiązań.
Odezwę się jak ochłonę. |
25-08-11, 13:43 - Dodaj post do ulubionych | #230 (permalink) |
Mistrz
|
Delfina czemu żegnasz??gdzie się wybierasz kobietko?
__________________
|
25-08-11, 13:47 - Dodaj post do ulubionych | #231 (permalink) | |
Biegacz
Jestem mamą, to moja kariera...:)))
Zarejestrowany: 10-08-2010
Posty: 1 642
1 018 podziękowań w 676 postach
|
Cytat:
Jak będziesz mogła to napisz. |
25-08-11, 15:35 - Dodaj post do ulubionych | #232 (permalink) |
Mistrz
Księżniczka Ciętej Riposty ;-)
|
Delfina napisz nam co się dzieje! Martwimy się !
|
25-08-11, 16:37 - Dodaj post do ulubionych | #233 (permalink) |
Mistrz
|
delfinko co się stało :(??????????????????????????????????????????? napisz coś, przecież wiesz że kobiety w ciąży nie powinny się denerwować czekam na wieści i mam nadzieję ,że to nic poważnego :*
|
25-08-11, 17:06 - Dodaj post do ulubionych | #234 (permalink) |
Kwartalna Mamuśka
|
Mój mały "kosmita" nie żyje. Serduszko już nie bije. Jutro szpital i zabieg. Nie mam już siły
|
25-08-11, 17:08 - Dodaj post do ulubionych | #235 (permalink) | |
Przyjaciółka Forum
nas troje
|
Cytat:
tak strasznie mi przykro, delfina............................... |
25-08-11, 17:11 - Dodaj post do ulubionych | #236 (permalink) |
Użytkownik Miesiąca - Listopad 2012
"Cała mądrość życia, to umieć czekać i mieć nadzieje"
|
Bardzo mi przykro
|
25-08-11, 17:37 - Dodaj post do ulubionych | #237 (permalink) |
Osesek
|
Delfina, bardzo mi przykro:( Trzymaj się jakoś.
|
Ledwie kilka dni wcześniej byłam u mojej gin.I wszystko wg niej było ok (choć jak wspomniałam nie miała USG).
Do lekarza na NFZ poszłam tylko po to, aby mieć skierowanie na bezpłatne badania. Gdyby nie to, jeszcze przez kilka tygodni mogłam nosić w sobie tą nadzieję, to szczęście w duszy, a w brzuchu... zgasłą iskierkę.
Cierpliwie czekałam na tą wizytę. Zupełnie spokojnie. Kazał mi się położyć pod USG.
Patrzył, patrzył i rzekł: ja tu nic nie widzę. Pani przyjdzie za dwa tygodnie.
A ja wiedziałam, że ledwie dwa tyg temu inny lekarz widział trzepoczące serduszko.
Co prawda, gdy chciał dać odsłuch na głośnik nie było go słychać. Stwierdził, że za kilka dni będzie głośne i słyszalne. Czy ono już wtedy umierało? Badania Beta HCG od początku nie były prawidłowe przecież. teraz to wiem. Serduszko widziałam, ale nie słyszałam. Czy już wtedy... iskierka gasła?
Wyszłam z gabinetu i od razu zadzwoniłam do mojej gin. Kazała skontaktować się z tym lekarzem co robił USG aby je powtórzył. Dodzwoniłam się do niego do Egiptu. Był na urlopie. Tego dnia nikt nie mógł mi w ich klinice zrobić USG.
Obdzwoniłam wszystkich znanym mi lekarzy. W końcu jedna, kobieta kazała mi natychmiast przyjechać. Gdy dotarłam na miejsce, powiedziała, że w zasadzie nie przyjmowała tego dnia ale miałam taką desperację w głosie, że nie mogła mnie odesłać.Powiedziała, żebym od razu się położyła pod USG aby szybko mnie uspokoić.
Miałam monitor dla siebie. Parzę i poczułam ulgę, bo wyraźnie widziałam mojego małego kosmitę. Malutka fasolka z wyraźnie zarysowaną główką. Zatem widać! Lekarka jednak po dłuższej chwili spojrzała na mnie i powiedziała nie mam dla Pani dobrych wiadomości. Zarodek obumarł .Serduszko nie biło.
Dla mnie to był Armagedon. Wybuchłam płaczem. Lekarka podawała mi kolejne chusteczki. Umówiła mnie na zabieg. Przepisała leki uspokajające Pytała, czy jestem w stanie dotrzeć do domu. Kiwnęłam głową, że tak. Wyszłam. Ciężkie chmury wisiały nad miastem. Powietrze było ciężkie.
Dotarłam do samochodu.
Niepohamowany płacz targał mną bezustannie. Krzyczałam na całe gardło. Ludzie mijali auto nie widząc nie słysząc.
Czy ich potrzebowałam? Potrzebowałam ramienia do wypłakania. Byłam sama. Nigdy, tego nie zapomnę. Po godzinie zdołałam wybrać numer do męża. Nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Słyszał tylko mój krzyk. Wokół szalała burza. Starał się do mnie dotrzeć, abym wydusiła co się stało. Mówił uspokajająco, nie wiedział co się dzieje. Wykrztusiłam tylko, gdzie jestem i że nie dam rady wrócić do domu. Pracował poza miastem. Do jego przyjazdu wypłakałam morze łez. Moje oczy nie były w stanie wylewać kolejnych. Moja dusza płakała. Serce wydawało nieustający krzyk.
Oczy wpatrzone w pustkę. Byłam marionetką, bez woli życia.
Nie miałam już siły.
25-08-11, 17:39 - Dodaj post do ulubionych | #238 (permalink) |
Kwartalna Mamuśka
|
Z ziemi wzgardzonej, biednej
ręką niepewną... z nadzieją na poprawę, łagodnie wypuściłam gołębie. Pomyślałam: niech lecą Na spełnienie! Na chwałę! W ustane błękitu głębie. Z czasem wyrosły im szpony, drapieżnie zakrzywione, wyostrzone krogulce. Bez skrupułów, zachłannie garnęły pod siebie i pytałam sama siebie: czy to tamte moje ukochane gołębie? Z miłości, z porywu serca? a one nastroszone że takie jest życie, że tak trzeba, że inne gołębie... ...takie były łagodne... ech, gołębie wy moje z krwi mojej i kości mojej dzieci zgubione wy moje - jastrzębie
__________________
,,Kocham Was córeczki, jesteście dla mnie najważniejsze na świecie,,. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)