wtorek, 11 grudnia 2012

Smutno mi Boże...

Wyjechałam. Pełna strachu czy poronienie nie nastąpi podczas pobytu tam.
Pełna też nieśmiałej nadziei... a może... w końcu beta HCG nie spadała.

Ten strach spowodował, że nie jeździliśmy na żadne wycieczki . Byliśmy na miejscu. Raz wybraliśmy się tylko łodzią do Marmaris. Bałam się oddalać od hotelu, wiedząc, że tu na miejscu opieka lekarza jest zagwarantowana. Dlatego ten wyjazd znacząco różnił się od innych.

A nadzieja?
Nadzieja powodowała, że bałam się pić alkoholu, miałam wyrzuty po wypiciu kufla piwa, bo... a może jednak...
Mówią, nadzieja matką głupich. Jednak bez nadziei życie było by do dupy.

Stary 08-05-11, 12:32 - Dodaj post do ulubionych  #634 (permalink)
Kwartalna Mamuśka

delfina5's Avatar
 
mazowieckie 

Zarejestrowany: 29-03-2011
Posty: 3 480
566 podziękowań w 430 postach
Domyślnie

Witam. Z 14 godzinnym opóźnieniem , już w domku. Wyjazd udany. Zdrowotnie zupełnie bez problemów. Jutro zrobię aktualną betę i we wtorem na usg. Będzie co ma być.
Już jestem easy.


Stary 10-05-11, 09:34 - Dodaj post do ulubionych  #666 (permalink)
Kwartalna Mamuśka

delfina5's Avatar
 
mazowieckie 

Zarejestrowany: 29-03-2011
Posty: 3 480
566 podziękowań w 430 postach
Domyślnie

Wczoraj wieczorem odebrałam wynik bety. Spadła o ok 4 tys przez 1,5 tygodnia.

Cień nadziei zgasł.

Po pierwszym incydencie usłyszałam "jest bardzo mało prawdopodobne aby sytuacja się powtórzyła".
Zatem jestem wyjątkiem. Zacznę grać w totolotka.

Wieczorem wizyta w zasadzie po to aby otrzymać skierowanie do szpitala.

Czy kiedykolwiek podejmę kolejną próbę. Nie wiem. Lekarze w moim mieście są dobrymi lekarzami w przypadku prowadzenia prawidłowej ciąży. I tyle.
Tym razem nie chcę strzelać w ślepo. A tu żaden lekarz mi nie pomoże aby podjąć jakąkolwiek profilaktykę czy choćby usiłować dociec przyczyny.


Stary 10-05-11, 10:07 - Dodaj post do ulubionych  #670 (permalink)
Spacerowicz
 
Szymon jest już z nami

Zarejestrowany: 3-11-2010
Posty: 894
Nastrój: 
164 podziękowań w 133 postach
Domyślnie

Delfina pewnie cię to nie pocieszy za bardzo, ale nie schlebiaj sobie;) wyjątkiem nie jesteś:) miałam identyczną sytuację - tez mi lekarz powiedział, ze dwa razy to się nie zdarza - a jednak!!! A teraz za 3 razem się udało!!! Fakt pod nadzorem lekarza od samego początku (a nawet wcześniej  bo najpierw mi zrobił badania wszystkie , do tego mało przyjemne zastrzyki w brzuch, tona leków.... ale się udało!!! Tobie też się uda!!!!!!!!!!!!!!!

Co do badań - to ja polecam ci zrobić badania na fosfolipidy (je się robi do jakiegoś czasu po poronieniu) aby wykluczyć zespół fosfolipidowy (czy jakoś tak) i tsh i cytomegalowirusa i toxo - ja takie badania miałam robione. 

Nie poddawaj się kochana!!!! Do trzech razy sztuka!!!! :)



Stary 10-05-11, 11:42 - Dodaj post do ulubionych  #677 (permalink)
Kwartalna Mamuśka

delfina5's Avatar
 
mazowieckie 

Zarejestrowany: 29-03-2011
Posty: 3 480
566 podziękowań w 430 postach
Domyślnie

Czy określono u ciebie przyczynę Nelson?
Domniemam, że tak jeśli stosowano tak inwazyjne leczenie (zastrzyki, tony leków).

Pytam, bo zastanawiam się w jakim stopniu udaje się ustalić powód.

Last edited by delfina5; 10-05-11 at 12:50.
delfina5 jest teraz online Raportuj zły post  Edytuj/Usuń Wiadomość Odpowiedź z Cytowaniem Dodaj tę wiadomość do listy wiadomości cytowanych w odpowiedzi Szybka odpowiedź do tej wiadomości Do góry
Stary 10-05-11, 13:11 - Dodaj post do ulubionych  #678 (permalink)
Spacerowicz
 
Szymon jest już z nami

Zarejestrowany: 3-11-2010
Posty: 894
Nastrój: 
164 podziękowań w 133 postach
Domyślnie

Tak jednoznacznej odpowiedzi to nigdy nie otrzymałam, jaki był powód poronień. Wyniki wyszły ok wszystkie, ale mój lekarz i tak "rozłożył nade mną parasol ochronny" (jak to pięknie nazwał), zastosował tradycyjny zestaw leków czyli luteina i duphaston. Po tygodniu dołozył clexane (zastrzyki przeciwzakrzepowe) - wiesz, nie mam pewności czy to akurat to pomogło, ale się udało:) 

Z tego co czytałam na innych wątkach to duphaston i luteina w takich przypadkach to podstawa. 
Ja za drugim razem w początkowej ciąży (nie wiedząc że w niej jestem, ale żeby nie było że nieodpowiedzialna jestem to bete robiłam zanim wzięłam te leki, ale wyszło że nie jestem w ciąży) brałam silny antybiotyk. Poroniłam samoistnie i nie można było zbadać, tak jak w pierwszym przypadku gdy miałam zabieg w 2007 roku. Ale cholera wyników nigdy nie odebrałam!!! 

Poczekaj trzy miesiące, walnij butelkę wina na rozluźnienie myśli i do dzieła;) popytaj, może jednak jest jakiś wart polecenia lekarz w twoim mieście????

Stary 10-05-11, 15:00 - Dodaj post do ulubionych  #679 (permalink)
Pierwsze kroki

emika's Avatar
 
SZCZĘŚLIWA JAK NIGDY W ŻYCIU

Domyślnie

Delfina nie poddawaj się... najważniejsze że Wy macie szanse na potomstwo a wiele par nie ma takich możliwości. Odczekaj odpowiedni czas i do dzieła, będziemy trzymać kciuki.
Nie jestem sama. Mój los podzieliły trzy dziewczyny. Między innymi Ciri o której pisałam i mamalina. Mamalina teraz też jest szczęśliwą mamusią :)

Stary 13-05-11, 11:10 - Dodaj post do ulubionych  #728 (permalink)
Biegacz

mamalina's Avatar
 

Zarejestrowany: 10-12-2008
Miejscowość: Górny Śląsk
Posty: 1 145
442 podziękowań w 297 postach
Domyślnie

Cześć dziewczynki.

Niestety muszę się z Wami rozstać. Wczoraj wróciłam ze szpitala:((

Delfina też jestem przykładem, że zdarza się dwa razy. Lekarz w szpitalu mówił, że w następnej ciąży też - podobnie jak Nelson - będę przyjmowała leki i prawdopodobnie zastrzyki oraz że może być ze 100 powodów dlaczego się tak dzieje. Pobrali więc mi krew na te badania, o których pisała Nelson, aby wykluczyć choć część z nich. Mamy zacząć się starać o dzidziusia za 3, 4 miesiące. Na pewno znajdziesz lekarza, który Ci pomoże. Wierzę w to! Więc tak jak napisała Nelson: "Poczekaj trzy miesiące, walnij butelkę wina na rozluźnienie myśli i do dzieła;)". Może spotkamy się jeszcze w dziale 9 miesięcy. Trzymaj się!


Brzuchatki życzę Wam samych dobrych wiadomości przez cały okres ciąży i przede wszystkim zdrowych bobasków. No i lekkich porodów oczywiście!

Zaglądnę tu czasem.
Pożegnałam listopadowe mamusie. Smutno mi Boże...
Wiedziałam jednak, że nie poddam się. Bo ta nadzieja właśnie...
 


7 komentarzy:

  1. Czytam, płaczę, PODZIWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  2. Płakać można Anusia. Ale podziwiać nie ma czego. Chyba, że uporu.
    Dzięki, że czytasz. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. normalnie ciarki mam.....przeżywam razem z Tobą ,każdy Twój wpis
    dzielna kobieto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam uporu i dążenia do celu! Nie jedna kobieta na Twoim miejscu załamałaby się, ale nie TY!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. smutne to ale i piękne zarazem! silna jesteś..naprawdę! z przyjemnością czytam Twoje wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję. I za to, że zostawiacie po sobie ślad, komentarze. Więcej wtedy mam chęci do kontynuowania

    OdpowiedzUsuń